Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Córka zmarłego kuracjusza zawiadamia prokuraturę, kołobrzeski szpital zaprzecza zarzutom

Iwona Marciniak
Iwona Marciniak
Ośrodek, w którym przebywał kuracjusz został zamknięty, pozostali kuracjusze i pracownicy są objęci kwarantanną
Ośrodek, w którym przebywał kuracjusz został zamknięty, pozostali kuracjusze i pracownicy są objęci kwarantanną Iwona Marciniak
Rodzina 82 – letniego kuracjusza z Poznania, który przebywał w kołobrzeskim ośrodku Posejdon, a w niedzielę zmarł w koszalińskim szpitalu, zawiadomiła prokuraturę. Na jej zarzuty odpowiada szpital w Kołobrzegu, gdzie zmarły czekał na transport do Koszalina.

Chodzi o podejrzenie nieprawidłowości, jakie zdaniem bliskich zmarłego mogły mieć miejsce przede wszystkim w szpitalu w Kołobrzegu, gdzie starszy mężczyzna przez około 8 godzin, przebywając w izolacji, czekał na transport do szpitala zakaźnego w Koszalinie. Trafił tam, bo dwukrotny test wykonany w Kołobrzegu, potwierdził zakażenie koronawirusem. Przypomnijmy, jak pisaliśmy wczoraj, na pozytywny test, szef kołobrzeskiego sanepidu zareagował decyzją o zamknięciu ośrodka i poddaniu kwarantannie zarówno kuracjuszy, jak i personelu Posejdona, a także rodzin pracowników.

Bliscy zmarłego kuracjusza skontaktowali się z nami po naszej pierwszej informacji o jego śmierci. Nie wierzą, by przyczynił się do niej koronawirus, a fakt, że skierowany w piątek do kołobrzeskiego szpitala na rentgen z powodu podejrzenia o zapalenie płuc, po pozytywnym wyniku pierwszego testu, trafił na 8 godzin do szpitalnej izolatki. Jak słyszymy, miał zostać zamknięty w pomieszczeniu bez dostępu do toalety, nie otrzymawszy nic do picia i jedzenia. - Kontaktował się ze mną przez telefon - mówi nam córka mężczyzny. - Czuł się nieźle, ale był zestresowany. Dostał tylko tlen, tzw. wąsy. Mówił, że jest mu zimno. Zadzwoniłam na oddział prosząc o gorącą herbatę dla taty i zaopiekowanie się nim, ale usłyszałam, że ojciec nie jest pacjentem szpitala, znajduje się w miejscu przechodnim i czeka na transport. Miałam się o niego nie martwić.
Jak słyszymy, na prośbę córki mężczyźnie umożliwiono skorzystanie z toalety. Miał też dostać do jedzenia leguminę, ale bał się już jeść, żeby znów nie musieć prosić o dostęp do WC. Między godz. 20-21 wyjechał do Koszalina.
Jak mówi córka, stamtąd dzwonił zadowolony, zarówno z kontaktu z lekarzami i pielęgniarkami, jak i z pokoju do którego trafił. Nie musiał korzystać z tlenu, tym bardziej z respiratora. Był w dobrym nastroju, w sobotę również kontaktował się z rodziną. W niedzielę rano zmarł. Kobieta miała wtedy usłyszeć od lekarki: "tak się nie umiera na COVID”. - Stąd nasze podejrzenie, że do śmierci taty bardziej przyczynił się brak odpowiedniej opieki w kołobrzeskim szpitalu, być może jego odwodnienie, co w przypadku osoby przyjmującej leki na rozrzedzenie krwi może być groźne - mówi. - Dlatego chcemy żeby tę sprawę zbadała prokuratura.

We wtorek o komentarz w tej sprawie poprosiliśmy kołobrzeski szpital. Pełniąca obowiązki rzeczniczki Justyna Błaszczyk Sawicka, przysłała nam oświadczenie, w którym zaprzecza słowom córki zmarłego: (...) niniejszym informuję, że twierdzenia córki pacjenta są nieprawdziwe. W pierwszej kolejności wskazać należy, że pacjent po przywiezieniu przez zespól ratownictwa medycznego do Regionalnego Szpitala w Kołobrzegu o godz.12.15 został zbadany prze lekarza i poddany tzw. szybkiemu testowi na obecność koronawirusa. Test ten dał wynik pozytywny i niezwłocznie po jego otrzymaniu, po godz. 13, lekarz zgłosił telefonicznie zapotrzebowanie na tzw. karetkę „covidowską” celem przewiezienia pacjenta do Oddziału Zakaźnego Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie. W tym miejscu wskazać należy, że karetka ta nie działa w strukturach Regionalnego Szpitala w Kołobrzegu, a lekarz szpitala nie ma wpływu na czas jej przyjazdu. W czasie oczekiwania na karetkę pacjent przebywał w monitorowanej izolatce z nieograniczonym dostępem do węzła sanitarnego. Pacjentowi zapewniono także wodę oraz posiłki. Wszystkie potrzeby fizjologiczne pacjenta były zaspokojone, a stan jego zdrowia był na bieżąco monitorowany. Karetka przyjechała po pacjenta między godz. 20-21. Pacjent opuszczał szpital w Kołobrzegu w stanie stabilnym.

- Niebywałe - komentuje nam córka zmarłego. - Ojciec tej historii nie wymyślił. Byliśmy w ciągłym kontakcie. Musiałam interweniować, prosić. Do tego ojciec został w tym pokoju zamknięty. Tym bardziej liczę na to, że sprawę wnikliwie zbada prokuratura.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kolobrzeg.naszemiasto.pl Nasze Miasto