Posłowie chcieli porozmawiać o problemach branży. Dowiedzieli się, że profesjonalnemu leczeniu i rehabilitacji najbardziej potrzebujących, grozi zapaść: -To co robimy dobrze, musi być dobrze wycenione - mówił prezes Uzdrowiska Kołobrzeg S.A. Mateusz Korkuć. - Możemy zaoferować medycynę na poziomie XXI wieku i wysokiej klasy specjalistów, ale jakość musi kosztować. Nie chcemy udawać, że coś robimy. Szkoda nam reputacji zdobytej przez wiele lat.
Z NFZ nikt nie dojechał, więc posłom pozostało słuchanie i skrzętne notowanie uwag. A te zdawały się nie mieć końca. Mariusz Ławro, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Turystyczno – Uzdrowiskowego w Kołobrzegu mówił: - Od kilkunastu lat obserwuję jak topnieje liczba obiektów uzdrowiskowych, na rzecz działalności komercyjnej. Te, które zostają, przechodzą w model hybrydowy, bo inaczej działać się nie da. Robimy co się da by inwestować, z czego korzysta NFZ, w żaden sposób nie nagradzając, nie promując tych, którzy rozwijają obiekty.
Dyrektorzy sanatoriów mówili o dewaluacji lecznictwa uzdrowiskowego: - Dziś wystarczy się zarejestrować w Urzędzie Wojewódzkim by działać. To karygodne, że pensjonat może być takim samym podmiotem leczniczym jak sanatorium. Trzeba to ograniczyć.
- Potem mamy przypadki zabiegów borowinowych z użyciem posmarowanej borowiną flizeliny, zamiast odpowiedniej grubości warstwy i badanie przez byle kogo, tyle, że w białym fartuchu - podkreślał Daniel Kołodziejczyk, lekarz naczelny uzdrowiska w Kołobrzegu, Dąbkach i Połczynie Zdroju. Mówił o notorycznym braku lekarzy balneologów i ustawowych absurdach, albo wykluczających się zapisach. O kontrolach, które przeprowadza się w obiektach leczniczych, nie mając przy tym narzędzi do karania najbardziej opornych. Zwrócił też uwagę, kto w Polsce korzysta z lecznictwa uzdrowiskowego: - 95 procent przyjeżdża z bólem kręgosłupa, a przecież ten rodzaj lecznictwa powinien być adresowany przede wszystkim dla osób naprawdę najbardziej potrzebujących – po operacjach onkologicznych, po protezach bioder, kolan, po udarach.
Ale dodał również: - Nie może być tak, że dyrektor, który ma konkurencję w postaci spa i wellness, płaci takie same podatki. Dajmy im zniżkę. Wprowadźmy certyfikację obiektów, zróżnicujmy stawki, promując tych, którzy robią najwięcej. Może na podobieństwo hoteli, powinniśmy wprowadzić system gwiazdek.
Szefowie sanatoriów wskazywali, że komercjalizacja usług staje się koniecznością, bo stawki proponowane przez NFZ, są za niskie. W Czechach już przekroczyły 200 zł za tak zwany osobodzień, podczas gdy w Polsce to nadal sto kilkanaście złotych. - Uzdrowiska szukają finansowania, bo NFZ "daje tylko pieniądze na przeżycie. Ale nie ma jak poprawiać substancji ze środków NFZ. Nie ma jak podnosić jakości usług". Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że nawet spółki Skarbu Państwa, szukają źródeł finansowania działalności, tworząc produkty opłacalne, a więc komercyjne: - A NFZ nie jest komercyjny na rynku. Gdybyśmy mieli czeskie stawki, jakość byłaby wyższa i dostępność skierowań również - usłyszeliśmy.
Dyskutowano też m.in. o obowiązujących od lipca podwyżkach dla zawodów medycznych, które uderzą też w sanatoria. Bo źródeł finansowania podwyżek nie wskazano.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?