Gdy w sobotę, krótko przed godziną 22 wysiedli na chwilę z samochodu w Ustroniu Morskim, roczny Maksym spał w zabranej pośpiesznie pościeli z dziecięcego łóżeczka. 6 –letni Bogdan też przysypiał. Braćmi opiekował się dzielnie 9 – letni Lubomir. Nieco onieśmielony przywitał nas w języku angielskim. Mama wolała mówić po ukraińsku. Dziękowała za pomoc. – Dobrze, że ta droga już za nami. Jak się czuję? Cały czas myślę, co w domu. Zaraz będę dzwonić do męża.
Wysiedli z ich auta, za którego kierownicą, od Wrocławia siedział Piotr Szpak z Ustronia Morskiego, który na hasło rzucone na facebookowej, pomocowej grupie: „Jest do zabrania wykończona Ukrainka z trójką dzieci”, wsiadł z kolegą w samochód i pojechał. Mieli się spotkać jakoś po drodze, pomóc jej prowadzić do wybranego celu, jeśli już taki ma. Jeśli nie, mieli dla niej i dzieci miejsce u siebie, albo w jednym z ustrońskich ośrodków. Kobieta w drodze pogubiła się, przespała z chłopcami noc na stacji paliw, mimo, że kolejni ludzie dobrej woli, przygotowali jej nocleg. – Źle wpisała lokalizację, nie znaleźli jej – opowiada Piotr Szpak.
Zobaczyli się następnego dnia i wtedy okazało się, że Natasza jedzie ze swojej wioski, do rodziców pracujących w … Będzinie. Dalsza podróż poszła już gładko. W Ustroniu Morskim. U rodziny Szpaków, zatrzymali się tylko na chwilę. Na posiłek, herbatę. Wtedy usłyszeliśmy, że droga z wioski pod Dubnem, oddalonym od przejścia granicznego w Dorohusku nieco ponad 200 km, do Ustronia Morskiego zajęła Nataszy prawie 3 dni. – Najgorzej było dojechać do granicy. I tak byłam wśród tych, którzy wyjeżdżali jako jedni z pierwszych, więc kolejka samochodów do przejścia granicznego ciągnęła się tylko przez jakieś 10 km. Przesuwaliśmy się w niej bardzo wolno. Metr dalej i stop. Kolejny metr i znowu. Ludzie zostawiali samochody i szli pieszo.
Z mężem Nazarem mają gospodarstwo rolne. Dom, ziemię, trochę sprzętu , 4 kozy, dwie świnie, kury, trochę nutrii, dwa psy, koty. – Wszystko zostało pod jego opieką. Pracuje dodatkowo w Dubnie. Nie wiadomo jak długo, bo może będzie musiał walczyć.
W oddalonym o nieco ponad 50 km Łucku, Rosjanie zniszczyli lotnisko. Blisko nich bombardowań nie było, choć słyszeli, że niedaleko spadł pocisk. Nie wybuchł. Schronów w okolicy nie ma. W razie alarmu bombowego chowaliby się w piwnicy.
Gdy pytamy, co oprócz strachu o los bliskich, bólu z powodu przymusowego rozstania jest najgorsze, mówi bez wahania: - Niepewność jutra. Nie wiadomo kiedy i jak to się skończy. Kiedy wrócimy do Nazara.
Bogdan i Lubomir w kilka minut dogadali się z córkami państwa Szpaków – kwadrans później mała Zosia siedziała Lubomirowi na rękach. Wymęczeni podróżą, po chwilki odpoczynku zostali odwiezieni do rodziny. Jeszcze tego samego dnia – znów dzięki pomocowemu forum – znalazł się wózek dla Maksyma i pampersy.
A ustroniacy ruszają dalej. Mimo awarii samochodu już mają do dyspozycji kolejny. Przyjechał z Koszalina, dał kluczyki do swojego busa. Dwie ekipy mogły dzięki temu pojechać na granicę po kolejne kobiety z dziećmi
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?