Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa. Uciekli przed wojną, znaleźli u nas schronienie

Iwona Marciniak
Iwona Marciniak
Joanna Boroń
Joanna Boroń
Pierwsze chwile w Polsce. Po kilkudziesięciu godzinach trudnej podróży przyszedł czas na pierwsze nieśmiałe uśmiechy
Pierwsze chwile w Polsce. Po kilkudziesięciu godzinach trudnej podróży przyszedł czas na pierwsze nieśmiałe uśmiechy Radek Koleśnik
Nikt nie wierzył, że Rosja zaatakuje Ukrainę. Nikt nie wierzył, że Rosjanie będą zabijać. Nie walczyć, ale zabijać niewinnych ludzi. Chorych w szpitalach, dzieci. Przecież to barbarzyństwo. Ukraińcy też nie wierzyli i do końca czekali.

Ale nadszedł 24 lutego 2022 r. Oglądaliśmy wiadomości i nie wierzyliśmy, że to się dzieje naprawdę. Setki, tysiące, miliony ludzi zaczęły uciekać z rodzinnego kraju. Wyjeżdżali jak stali. Zabierali dokumenty i walizkę z paroma rzeczami. Matki z maleńkimi dziećmi na ręku marzły w kilkukilometrowych kolejkach na ukraińsko-polskiej granicy. Oni niemal wszyscy uciekali do nas. Do Polski. Najpierw trafiali do miast przygranicznych, potem do stolicy, a stamtąd dalej - także do Koszalina.

Roman Biłas, przewodniczący koszalińskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce, o 24 lutego 2022 r. ciągle nie potrafi myśleć i mówić spokojnie.

- Wojna nie wybuchła tego dnia. Ona się tliła od lat. Od miesięcy było też wiadomo, że Putin coś szykuje. A jednak wybuch tej wojny był dla nas wstrząsem - mówi.

Trzeba było jednak szybko opanować łzy i zacząć działać. Było wiadomo, że setki tysięcy, a może i miliony osób będą szukać w Polsce nowego, tymczasowego domu.

- Polskie społeczeństwo dało radę. Skala pomocy, zaangażowania była niezwykła. Ludzie pod swój dach przyjmowali obcych, otaczali ich opieką, dzielili się tym, co mają. I dzielą się nadal. Choć dziś po roku zmienia się też i nasza pomoc. Najważniejsze jest to, że pomagamy dalej, pomagamy uchodźcom zaaklimatyzować się tu na miejscu, znaleźć pracę, dzieciom odnaleźć się w nowej szkolnej rzeczywistości. My jako związek koncentrujemy się na tym, by pomagać żołnierzom na froncie - dodaje.

W Koszalinie pierwsze osoby uciekające z Ukrainy przed wojną trafiły pod opiekę Fundacji Zdążyć z Miłością. Już dwa dni po ataku Rosji. Była to 14-osobowa grupa: cztery mamy i dziesięcioro dzieci. Jedno z nich nie miało jeszcze roku. Przyjechali zmęczeni, przerażeni. Potrzebowali nie tylko dachu nad głową, ale i ubrań, jedzenia, zabawek dla dzieci.

- To, co się zaczęło dziać, było niezwykłe. Gdy wiadomość rozeszła się po mieście, zaczęły do nas spływać dary. Chyba każdy z nas czuł wielką potrzebę, by pomóc, by zrobić cokolwiek, towarzyszyły temu wielkie emocje - wspomina Małgorzata Kaweńska-Ślęzak z Fundacji Zdążyć z Miłością.

A to był zaledwie początek.

- W ciągu roku zatrzymało się u nas w sumie 18 kobiet z Ukrainy i 34 dzieci. Część wróciła do domu, reszta układa sobie życie w Polsce. Dziś, rok po wybuchu wojny, pod naszą opieką przebywa pięć kobiet i dziewięcioro dzieci. Dostarczaliśmy też pomoc dla uchodźców wojennych, którzy przebywali w hali Gwardii, w koszalińskiej Samochodówce, w domach prywatnych. Pomoc materialna była i dalej jest ważna, ale nie możemy zapominać o wolontariuszach, którzy poświęcali swój czas, zapewniając zajęcie dzieciom, ucząc naszych gości języka, pomagając im załatwiać urzędowe sprawy czy organizując wizyty u lekarzy. To dzięki ich zaangażowaniu wielu uchodźców dziś czuje się u nas jak w domu.

Ks. Łukasz Bikun, dyrektor Caritas diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, mówi, że wojna na Ukrainie obudziła w nas to, co najlepsze. To była sytuacja bez precedensu.

- Co ważne, nasza energia, entuzjazm nie wypaliły się szybko - mówi.

Caritas w pomoc uchodźcom zaangażował się od pierwszych godzin inwazji.

- Ale naszym największym dziełem było stworzenie Centrum Migranta i Uchodźcy. Z jego pomocy skorzystało ponad 2500 uchodźców. Ta pomoc przybierała, ciągle przybiera, różne formy. Czasem jest to pomoc prawna, a z porad psychologicznych skorzystało 130 osób. Pomagamy uchodźcom w poszukiwaniu pracy, nauce języka, organizowaniu zajęć dla dzieci. Oczywiście, wspieramy materialnie uchodźców oraz tych, którzy zostali w ogarniętej wojną Ukrainie - wyjaśnia.

Piotr Szpak, restaurator z Ustronia Morskiego, 19 razy wyjeżdżał na Ukrainę. Pokonał 54 tysiące kilometrów. Był między innymi w Buczy. Jeździł własnym autem albo - gdy ono zawodziło - samochodami użyczonymi przez ludzi dobrej woli. W towarzystwie znajomych i dopiero co poznanych ludzi, którzy tak jak on chcieli pomóc. I to już, natychmiast, nie czekając na żadne wytyczne.

To był bardzo trudny czas, ale i czas cudów. Bo np. gdy na Facebooku napisał, że mają problem, bo zepsuło się im dostawcze auto, do którego mogli zapakować sporo darów, na podwórku pojawił się mężczyzna, który bez zbędnych słów wręczył kluczyki do swojego dostawczaka.

- Innym razem podeszła kobieta. „Pan Piotr?” - zapytała. Gdy potwierdziłem, wcisnęła mi w dłoń kilkaset złotych. „Na paliwo” - powiedziała i odeszła. Do dziś nie wiem, kim była - opowiada Piotr Szpak.

To, że on i jego żona Magdalena tak bardzo zaangażują się w pomoc, było dla nich oczywiste.

- Od dobrych ośmiu lat w naszej restauracji zatrudnialiśmy 18 Ukraińców. Byliśmy zżyci, znaliśmy ich rodziny, które przyjeżdżały w odwiedziny do Ustronia Morskiego. Dlatego gdy w czwartek wybuchła wojna, w piątek, po 20 godzinach drogi, byliśmy już na granicy.

Najpierw wozili przypadkowe osoby, potem po kolei ściągali żony, siostry, matki swoich pracowników, z których większość wróciła do ojczyzny. Żeby walczyć.

- W szczytowym momencie w domu, który kupiliśmy i urządziliśmy dla pracowników, mieszkało 30 osób - wylicza Szpak.

- Do dziś zostały u nas cztery kobiety i dwójka dzieci z tamtego czasu.

Żeński skład zastąpił mężczyzn w restauracji. Kobiety przyuczyły się, pracowały i dawały sobie świetnie radę. Ze swojej 18-osobowej załogi do dziś nie mają kontaktu z dwoma mężczyznami.

- Mam nadzieję, że są cali - ścisza głos Szpak.

- Tamte wydarzenia sprawiły, że zupełnie inaczej patrzymy teraz z żoną na świat. Widziałem tam rzeczy, o których nie chcę nawet opowiadać. Nie potrafię. Ale nigdy nie zapomnę. To nie powinno się zdarzyć. Wszystkim należy się spokój i pokój.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa. Uciekli przed wojną, znaleźli u nas schronienie - Głos Koszaliński

Wróć na kolobrzeg.naszemiasto.pl Nasze Miasto