Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak 8 – letnia Zuzia odzyskała psiaka zaginionego po wypadku autokarów (zdjęcia, filmy)

Iwona Marciniak
Iwona Marciniak
Zuzia i Hera znowu razem. Dzięki zaangażowaniu wielu ludzi
Zuzia i Hera znowu razem. Dzięki zaangażowaniu wielu ludzi Archiwum domowe
- Ta historia naprawdę wzmacnia we mnie wiarę w ludzi – mówi Patrycja Izakiewicz, mama 8 – letniej Zuzi, która w niedzielny wieczór 5 lipca, wracała z wakacji, pod opieką babci, do domu na Dolnym Śląsku. Około godziny 19, tuż za mostem w Dźwirzynie, autokar którym jechały, zderzył się z innym.

Dziewczynka nie dość, że ucierpiała, to jeszcze straciła w wypadku przyjaciela, małą, brązową suczkę, kilka miesięcy wcześniej wziętą ze schroniska. Uspokajamy, piesek nie zginął. Mimo czołowego zderzenia autokarów i poważnego uszkodzenia obu pojazdów, nikt spośród 19 podróżnych nie odniósł poważnych obrażeń. Niegroźnie rannych było 14 osób. Dwie, w tym właśnie Zuzia doznały urazów głowy i zostały przetransportowane do szpitali śmigłowcami. Na szczęście, jak się okazało, dość szybko mogły wrócić do domów.

Gdzie jest pies?

A jednak Zuzia przeżyła dramat, bo suczka Hera, wylękniony pies po ciężkich przejściach, kiedyś skrzywdzony przez ludzi, w czasie wypadku wyrwał się z rąk dziecka i w panice pobiegł przed siebie.

- Wracałam ze spaceru i natknęłam się na miejsce tego wypadku tuż po zderzeniu – opowiada Marta Skubisz, mieszkanka Dźwirzyna, przy okazji powiatowa radna. - Służby już działały. Byłam pod wrażeniem tego jak byli sprawni, jak segregowali poszkodowanych, pomagali.

Chciała coś zrobić - spontanicznie zajęła się płaczącą dziewczynką z zakrwawioną twarzą, która wydawała się być w szoku, a do tego błagała żeby szukać jej psa. - Jakiś strażak przyniósł jej nawet białego pieska – zabawkę. Chyba znalazł go w autobusie. Myślał, że o niego chodzi – opowiada pani Marta. Ale dziewczynka tłumaczyła, dalej rozpaczając: - Hera to prawdziwy pies!

Znaki szczególne: urwany ogonek

Mieszkańcy Dźwirzyna ruszyli do akcji. Jeszcze w niedzielę wieczorem, media społecznościowe obiegł apel o rozglądanie się za spanikowanym, małym psem. I faktycznie pojawiły się pierwsze informacje, m.in. że biegł w stronę Rogowa, a potem w las. Nie reagował na wołanie, uciekał od ludzi. Ktoś widział psa, który kuleje.

Dzień później, komunikat w sprawie suczki Hery wydała nawet gryficka policja. W nim pod hasłem RYSOPIS, napisano tak: „Znaki szczególne: wada zgryzu – wystające przednie zęby, urwany ogonek (widać malutki)”. - Nie, nie prowadzimy poszukiwań - mówił podkomisarz Zbigniew Frąckiewicz, oficer prasowy KPP Gryfice. - Ale sami jesteśmy rodzicami, mamy swoje zwierzęta, więc domyślamy się co może przeżywać osoba, która straciła pupila, zwłaszcza w takich okolicznościach – mówi. Dyżurni czekali więc pod telefonami, w razie sygnału o znalezieniu psiaka, mieli wysłać patrol i go zabezpieczyć.

Nora pod mostem

Hery szukali psiarze z całej okolicy. - Ktoś rozlepił plakaty w Dźwirzynie – mówi pani Marta. - Bardzo zaangażowała się w poszukiwanie Aldona Gąsiewska, letnicy chodzili szukając po lesie. Nasi ratownicy WOPR, kończąc dyżur na plaży też rozglądali się za psem. Wszyscy go tu szukaliśmy.

Szukała go też po opuszczeniu szpitala Zuzia z mamą. Przyjechały z Mielna, chodziły, wołały. Jeździły do Rogowa i dalej. Po Herze nie było śladu. Wróciły. Tego samego wieczora jakiś brązowy łepek zauważyli wśród kamieni dwaj młodzi mężczyźni, pracujący w dźwirzyńskim porcie. Pies ukrył się pod mostem, niedaleko miejsca wypadku,. - Zdążyłyśmy wrócić z poszukiwań, a tu telefon – opowiada pani Patrycja. - Szczerze mówiąc odbieraliśmy takich sygnałów więcej. Żaden się nie potwierdził. Poprosiłam więc o zrobienie temu znalezionemu psu zdjęcia. No i to była ona! Natychmiast ruszyliśmy z powrotem do Dźwirzyna.

Nieufny psiak nie dał się „znalazcom” wywabić z nory. Wystarczył jednak głos Zuzi, a Hera wyskoczyła jak z procy i zaczęły się powitania. - Wszyscy się wzruszyliśmy – mówi Marta Skubisz. - Nie wiem jak mam dziękować – szuka słów Patrycja Izakiewicz. - Zuzia jest bardzo zżyta z Herą, a psiak jest w nią wpatrzony jak w obraz. Córka obwiniała się, że to jej wina, bo uparła się żeby w podróż autobusem zabrać Herę. Na szczęście wszystko dobrze się kończy.

W czwartek, gdy rozmawialiśmy, pani Patrycja planowała wizytę z Herą u weterynarza, bo psiak ma obolałą łapkę. Poza tym suczka i jej pani są całe, zdrowe i szczęśliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na kolobrzeg.naszemiasto.pl Nasze Miasto