Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jako dzieci przeżyli koszmar obozów koncentracyjnych. Leczą się w Kołobrzegu

Iwona Marciniak
Iwona Marciniak
Od lewej: Bogdan Bartnikowski, Tadeusz Kowalski, Peter Galetzka i Bronisława Czeczułowska - Radlińska
Od lewej: Bogdan Bartnikowski, Tadeusz Kowalski, Peter Galetzka i Bronisława Czeczułowska - Radlińska Iwona Marciniak
Do kołobrzeskiego sanatorium Lech po raz kolejny przyjechała grupa byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Na dwutygodniowy wypoczynek i rehabilitację, zaprasza ich od lat niemiecka fundacja Zeichen Der Hoffnung - Znaki Nadziei. Wczoraj tradycyjnie delegacja podopiecznych fundacji zajrzała do Zespołu Szkół im. H. Sienkiewicza W Kołobrzegu i podzieliła się tragicznymi wspomnieniami z młodzieżą. To była poruszająca lekcja historii.

- Gdy z mamą trafiłyśmy do Auschwitz miałam 13 lat. Był wrzesień 1942r. - mówiła  Bronisława Czeczułowska  - Radlińska. Pochodzi z Zamojszczyzny. Mieszka w  Słupsku. - W styczniu moją mamę zabrali do krematorium. Dokładnego dnia nie pamiętam. Jak odchodziła, pomachała mi. Ja zostałam – głos pani Bronisławy wielokrotnie się łamał. Wtedy śmierć mogła nadejść w każdej chwili. – Przychodziły transporty. Nie da się zapomnieć matek trzymających kurczowo małe dzieci – usłyszeli uczniowie. - Najpierw do gazu szli mężczyźni. Potem kobiety, na końcu dzieci. Jak matka nie chciała puścić dziecka, najpierw strzelali do niego, potem do niej. Potem tylko buchał komin. Smród straszny.

Krótko przed wyzwoleniem obozu była pewna, że to koniec. Wybrano ją do grupy 10 dzieci. Zaprowadzono do komory gazowej. Ale z jakiegoś powodu, gdy wtulone w siebie, czekały na najgorsze, brama się otworzyła. Kazano im wyjść. Jakim cudem ocalały? – Nie wiem. Koniec wojny był blisko. Niemcy się już bali.

Swoje przeżycie wspominał 95 – letni Tadeusz Kowalski, który z Powstania Warszawskiego przez Auschwitz i Buchenwald trafił do sztolni w Plomnitz-Leau.
Z młodzieżą spotkał się też Bogdan Bartnikowski,  autor wydanej po raz pierwszy w 1969 r. , potem uzupełnionej i wznawianej książki „Dzieciństwo w pasiakach".  - Pisząc tę książkę myślałem, że pozbędę się tych obozowych wspomnień. Bo ciągle do mnie wracały W myślach, w snach, w koszmarach. Myślałem, że pisząc wyrzucę to z siebie. Ale niestety tego się zapomnieć nie da. Wiem też z relacji innych, że te tragiczne wspomnienia będą nam towarzyszyły do końca życia. My jesteśmy naznaczeni tymi dramatami. One nas już nie opuszczą.

Stowarzyszenie które prowadzi fundację powstało w 1977 we Frankfurcie nad Menem z inicjatywy kościoła ewangelickiego. - Staramy się pomóc tym, którzy ocaleli z obozowego piekła – mówił nam podczas niedawnego spotkania Peter Galetzka, który z ramienia fundacji opiekuje się Polakami, którzy ocaleli z obozowego piekła. - Wiemy, że niczego tym ludziom nie wyrównamy, nie zadośćuczynimy. Ale chcemy przynajmniej zadbać o ich zdrowie, samopoczucie. To kwestia odpowiedzialności. Bo mimo, że nie żyłem w tych strasznych czasach, czuję się współodpowiedzialny. Fundacja od lat działała na rzecz pojednania między Polakami i Niemcami.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kolobrzeg.naszemiasto.pl Nasze Miasto